Ci zaś, którzy pochwycili Jezusa, zaprowadzili Go do najwyższego kapłana, Kajfasza, gdzie zebrali się uczeni w Piśmie i starsi. A Piotr szedł za Nim z daleka, aż do pałacu najwyższego kapłana. Wszedł tam na dziedziniec i usiadł między służbą, aby widzieć, jaki będzie wynik. Tymczasem arcykapłani i cała Wysoka Rada szukali fałszywego świadectwa przeciw Jezusowi, aby Go zgładzić. Lecz nie znaleźli, jakkolwiek występowało wielu fałszywych świadków. W końcu stanęli dwaj i zeznali: «On powiedział: „Mogę zburzyć przybytek Boży i w ciągu trzech dni go odbudować”». Wtedy powstał najwyższy kapłan i rzekł do Niego: «Nic nie odpowiadasz na to, co oni zeznają przeciwko Tobie?» Lecz Jezus milczał. A najwyższy kapłan rzekł do Niego: «Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?» Jezus mu odpowiedział: «Tak, Ja Nim jestem. Ale powiadam wam: Odtąd ujrzycie Syna Człowieczego, siedzącego po prawicy Wszechmocnego i nadchodzącego na obłokach niebieskich». Wtedy najwyższy kapłan rozdarł swoje szaty i rzekł: «Zbluźnił. Na cóż nam jeszcze potrzeba świadków? Oto teraz słyszeliście bluźnierstwo. Co wam się zdaje?» Oni odpowiedzieli: «Winien jest śmierci». Wówczas zaczęli pluć Mu w twarz i bić Go pięściami, a inni policzkowali Go i szydzili: «Prorokuj nam, Mesjaszu, kto Cię uderzył? (Mt 26,27-68).
Wówczas kohorta oraz trybun razem ze strażnikami żydowskimi pojmali Jezusa, związali Go i zaprowadzili najpierw do Annasza. Był on bowiem teściem Kajfasza, który owego roku pełnił urząd arcykapłański. Właśnie Kajfasz poradził Żydom, że warto, aby jeden człowiek zginął za naród (J 18,12-14).
Św. Jan, który bez wątpienia był bezpośrednim świadkiem tamtej nocy, pisze, że Pan po pojmaniu został zaprowadzony najpierw do domu Annasza. Wyjaśnia, że był on teściem arcykapłana Kajfasza, ponieważ w czasach, kiedy pisał swoją Ewangelię, postaci w niej występujące już nie żyły. Annasz sam był arcykapłanem w latach 6–15 n.e. W tamtych czasach funkcja arcykapłana nie była dziedziczna, lecz powoływali i odwoływali ich Rzymianie (a wcześniej Herod). Annasza powołał Kwiryniusz, a odwołał Waleriusz Gradus, który trzy lata później (w roku 18) mianował na tę funkcję jego zięcia Kajfasza. Mimo wszystko Annasz był bardzo wpływowym człowiekiem i razem z Kajfaszem wspólnie zorganizowali pojmanie Jezusa, dlatego pierwszym przystankiem Jezusa po pojmaniu był jego dom. Tam miało miejsce pierwsze przesłuchanie i pierwsze tortury fizyczne, których doświadczył z rąk jednego ze zbirów Annasza. Zdanie, którym Jezus odpowiada na agresję, dowodzi kontroli, jaką Pan miał nad sytuacją, i spokój, jaki udawało Mu się zachować nawet w tych trudnych chwilach: Odrzekł mu Jezus: «Jeżeli źle powiedziałem, udowodnij, co było złego. A jeżeli dobrze, to dlaczego Mnie bijesz?» (J 18,23).
Annasz nie mógł jednak przeprowadzić sądu, który był potrzebny, dlatego Jezusa zabrano do domu Kajfasza. Normalnym byłoby zabrać Jezusa do zwyczajowego miejsca zebrań Sanhedrynu, którym w tamtych czasach była Sala Ociosanych Kamieni w Świątyni jerozolimskiej. Fakt, że sąd odbył się w domu Kajfasza, wynikał prawdopodobnie z tego, że chciano zakończyć sprawę jak najszybciej, gdyż następnego dnia był szabat, a także ze strachu, że oszołomieni apostołowie zorganizują rewoltę, by uwolnić Mistrza. Dodatkowym motywem mogła być chęć, aby Rzymianie nie dowiedzieli się o wszystkim zbyt wcześnie, a nocne spotkanie w Świątyni raczej nie zostałoby niezauważone przez żołnierzy Poncjusza Piłata.
Według św. Mateusza w domu Kajfasza zebrał się cały Sanhedryn. Oznacza to, że było tam obecnych 71 mężczyzn stanowiący tak zwany Wielki Sanhedryn. W każdym wypadku obecność wszystkich lub bardzo wielu członków Sanhedrynu wskazuje, że plan pojmania i osądzenia Jezusa był przygotowany wcześniej i byli o nim powiadomieni ci, którzy mieli uczestniczyć w sądzie. Wcześniej przygotowany był także wyrok, którym miała być kara śmierci. Również dlatego obecni byli świadkowie, których nie dałoby się odnaleźć w tak krótkim czasie, gdyby nie byli zawiadomieni z wyprzedzeniem. Mimo wszystko świadkom nie udało się w sposób jawny udowodnić winy Jezusa, gdyż Pan mówił z dość dużą ostrożnością i nie powiedział nigdzie otwarcie, że jest Bogiem. Dlatego Kajfasz, widząc, że zebranie się przedłuża i nie prowadzi do zadowalającego rezultatu, zwrócił się do Chrystusa i zapytał Go otwarcie: «Poprzysięgam Cię na Boga żywego, powiedz nam: Czy Ty jesteś Mesjasz, Syn Boży?» (Mt 26,63). Pytanie było dziwne, gdyż pojęcie Mesjasza (czyli po grecku Chrystusa) nie zakładało bycia Synem Boga, przynajmniej w sensie, o który pytał Kajfasz. Bycie Synem Boga w sensie, o którym mówił Kajfasz i który pozwalałby wydać wyrok skazujący, oznaczało dzielenie boskiej natury, stawianie się na równi z Bogiem. Dlatego oskarżenie dotyczyło kwestii bluźnierstwa, jedynego przestępstwa, za które Chrystus mógł być skazany na śmierć.
Jezus wie, że nadeszła Jego godzina, i odkłada na bok wszelką ostrożność. Chociaż nie odpowiada otwarcie: Jestem Bogiem, Jego wypowiedź nie pozostawia wątpliwości co do Jego pretensji do boskości, gdyż tylko Syn Boży może siedzieć po prawicy Wszechmocnego i nadchodzić na obłokach niebieskich, czyli panować. Słowa Ty powiedziałeś[1] poprzedza potwierdzenie Tak, które jest wystarczająco jasną odpowiedzią na pytanie, wzmocnioną jeszcze zrównaniem się z Bogiem poprzez obraz siedzenia po Jego prawicy. Kajfasz doskonale rozumie, że Jezus zostawił wszelkie środki ostrożności i dał mu odpowiedź, której szukał. Po przyznaniu się do winy – przypisaniu sobie boskiej natury – natychmiast następuje wyrok: wyrok śmierci. Nienawiść Żydów do Jezusa wybucha w formie ciosów, szyderstw i zniewag.
Skazanie Jezusa na śmierć wynikało zatem z Jego pretensji do bycia Bogiem. Naruszanie żydowskiego Prawa, na przykład przestrzegania szabatu, było już ukrytą formą głoszenia tej boskości, gdyż tylko ktoś większy od prawodawcy – Mojżesza – mógł zmienić prawo, a takim kimś mógł być tylko Bóg. Cuda potwierdzały poparcie Boga dla pretensji Jezusa do boskości i Jego nauk moralnych. Potrzebne jednak było otwarte zeznanie samego Pana, by Jego wrogowie mogli oskarżyć Go i skazać. Właśnie dlatego ci, którzy wątpią w boskość Jezusa – nie tylko w sposób otwarty, ale też mówiąc, że trzeba zmienić Jego przesłanie, gdyż jest przestarzałe, i przekonując o konieczności ewolucji dogmatów nie w sensie przedstawiania tego samego w nowy sposób albo pogłębienia ich rozumienia, tylko w sensie ich zmiany – sprawiają, że zbawcza ofiara Chrystusa staje się bezużyteczna. Jezus umarł dlatego, że wyznał, iż jest Bogiem, a cała moc Jego przesłania leży w tym, że jest to przesłanie Boże. Bezpośrednie lub pośrednie negowanie Jego boskości to twierdzenie, że umarł na nic, że był szaleńcem z manią wielkości, a Jego śmierć nie jest zbawcza ani w żaden sposób użyteczna.
Św. Jan przypomina, że na koniec tej tragicznej chwili Kajfasz wypowiedział zdanie, iż lepiej, aby jeden człowiek zginął za naród.Arcykapłan wypowiedział je, mając na myśli, iż jeśli nie usunie się Jezusa, istnieje ryzyko wybuchu powstania przeciw Rzymianom, którego skutkiem mogą być ciężkie represje i ograniczenie nawet tej niewielkiej wolności, którą Żydzi cieszyli się w swojej ojczyźnie. W rzeczywistości zdanie to oznaczało, że Chrystus jest Barankiem Bożym, niewinną ofiarą, która zostanie złożona na przebaczenie grzechów świata. Św. Jan, który pisze Ewangelię, wiedząc już, co wydarzyło się później, przypomina o tym właśnie w tym sensie. Krew Chrystusa ma moc zbawczą dlatego, że nie jest to tylko krew ludzka, ale to krew Syna Bożego, który w sposób całkowicie wolny wydał się, by zbawić ludzi i uwolnić od ich od ich grzechu. Wydane ciało i przelana krew, niczym ciało i krew baranków ofiarowanych w świątyni – w tym jednak przypadku to Ciało i Krew Jednorodzonego Syna Bożego, który stał się Człowiekiem z miłości do człowieka. Z miłości do człowieka, który zabija swojego Zbawcę, nie wiedząc, że z tej śmierci płynie jego ocalenie.
Pytanie i odpowiedź: Jak wyglądał pobyt Jezusa w domu Kajfasza?
Prawdopodobnie Pan był w domu Annasza tylko przez chwilę, a później Annasz dołączył do prowadzących Jezusa i poszedł z nimi do domu swojego zięcia, gdzie odbywał się sąd. Dom ten, jak wszystkie domy możnych, miał własne więzienie, czyli dół wykopany w podłodze piwnicy, bez wentylacji, często również bez schodów. Więźniów spuszczano i wyciągano na linach. Podłoga była zwykle pełna odchodów tych, którzy przebywali tam wcześniej, a zatem położenie więźnia było nie tylko skrajnie nieprzyjemne, lecz również niebezpieczne. Uwięziony z pewnością nie mógł się położyć ze względu na odpady na dnie dziury, a być może nawet nie mógł usiąść. Tradycja mówi, że Jezus spędził cały swój czas w więzieniu, stojąc oparty o ścianę. Miejsce to można obecnie z łatwością odwiedzić, gdyż dom Kajfasza został odkryty podczas wykopalisk archeologicznych. Znajdował się na wzgórzu syjońskim, po tej samej stronie co schody, które prowadziły od potoku Cedron do górnej części Jeruzalem.
Oczywiście sąd nad Chrystusem nie miał miejsca w śmierdzącej dziurze więzienia, gdyż tam nie można byłoby przeprowadzić przesłuchania. Pan został wrzucony tam po osądzeniu i nie wiemy, ile dokładnie czasu tam spędził, lecz z pewnością było to sporo godzin, gdyż na odprowadzenie Go do Piłata trzeba było poczekać do poranka. Wcześniej, jeszcze w czasie sądu, miało miejsce potrójne zaparcie się Piotra i wymiana spojrzeń między nim a Jezusem.
Jezus, który rozpoczął
swoje życie na ziemi w cuchnącej grocie pełnej bydła, kończy je w warunkach
jeszcze gorszych. Kiedy się narodził, przyjęły Go kochające ramiona Jego matki,
a kiedy oczekiwał na własną śmierć, zamknięty w tym okropnym dole, towarzyszył
Mu tylko Duch Święty mieszkający w Nim. Nie usłyszał tej nocy ani jednego
dobrego słowa. Pierwszymi, które usłyszał następnego dnia, były słowa
ukrzyżowanego po Jego prawej stronie Dyzmy. Samotność, gorycz, poczucie porażki
i opuszczenia otaczały Go i dusiły w czasie, gdy oczekiwał wśród odchodów na
kolejną odsłonę farsy – sąd, tym razem przed Piłatem. Oparcie pleców w miejscu,
gdzie według tradycji opierał się Chrystus w więzieniu u Kajfasza, to nie tylko
dotknięcie miejsca, w którym z dużym prawdopodobieństwem był nasz Pan, ale
także przyjęcie naszych własnych porażek, goryczy i rozczarowań. Z tego miejsca
można najgłębiej powiedzieć: Ty przyjąłeś to wszystko dla mnie, a ja
chcę to przyjąć dla Ciebie.
[1] Tłumaczenie według Biblii Tysiąclecia nieco odbiega w tym miejscu od oryginału greckiego. W tekście polskim mamy „Tak, ja Nim jestem”, podczas gdy tekst grecki brzmi Σὺ εἶπας (sy eipas), co oznacza właśnie „Ty powiedziałeś”, do czego nawiązuje ks. Santiago Martin.