Katecheza 26. Pojmanie Jezusa.

Gdy On jeszcze mówił, oto nadszedł Judasz, jeden z Dwunastu, a z nim wielka zgraja z mieczami i kijami, od arcykapłanów i starszych ludu. Zdrajca zaś dał im taki znak: «Ten, którego pocałuję, to On; Jego pochwyćcie!» Zaraz też przystąpił do Jezusa, mówiąc: «Witaj Rabbi!», i pocałował Go. A Jezus rzekł do niego: «Przyjacielu, po coś przyszedł?» Wtedy podeszli, rzucili się na Jezusa i pochwycili Go. A oto jeden z tych, którzy byli z Jezusem, wyciągnął rękę, dobył miecza i ugodziwszy sługę najwyższego kapłana, odciął mu ucho. Wtedy Jezus rzekł do niego: «Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną. Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów? Jakże więc spełnią się Pisma, że tak się stać musi?» W owej chwili Jezus rzekł do tłumów: «Wyszliście z mieczami i kijami jak na zbójcę, żeby Mnie pojmać. Codziennie zasiadałem w świątyni i nauczałem, a nie pochwyciliście Mnie. Lecz stało się to wszystko, żeby się wypełniły Pisma proroków». Wtedy wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli (Mt 26,47-56).

            To powiedziawszy, Jezus wyszedł z uczniami swymi za potok Cedron. Był tam ogród, do którego wszedł On i Jego uczniowie. Także i Judasz, który Go wydał, znał to miejsce, bo Jezus i uczniowie Jego często się tam gromadzili. Judasz, otrzymawszy kohortę oraz strażników od arcykapłanów i faryzeuszów, przybył tam z latarniami, pochodniami i bronią.  A Jezus, wiedząc o wszystkim, co miało na Niego przyjść, wyszedł naprzeciw i rzekł do nich: «Kogo szukacie?» Odpowiedzieli Mu: «Jezusa z Nazaretu». Rzekł do nich Jezus: «Ja jestem». Również i Judasz, który Go wydał, stał między nimi. Skoro więc rzekł do nich: «Ja jestem», cofnęli się i upadli na ziemię. Powtórnie ich zapytał: «Kogo szukacie?» Oni zaś powiedzieli: «Jezusa z Nazaretu». Jezus odrzekł: «Powiedziałem wam, że Ja jestem. Jeżeli więc Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść!» Stało się tak, aby się wypełniło słowo, które wypowiedział: «Nie utraciłem żadnego z tych, których Mi dałeś». Wówczas Szymon Piotr, mając przy sobie miecz, dobył go, uderzył sługę arcykapłana i odciął mu prawe ucho. A słudze było na imię Malchos. Na to rzekł Jezus do Piotra: «Schowaj miecz do pochwy. Czyż nie mam pić kielicha, który Mi podał Ojciec?» Wówczas kohorta oraz trybun razem ze strażnikami żydowskimi pojmali Jezusa, związali Go i zaprowadzili najpierw do Annasza. Był on bowiem teściem Kajfasza, który owego roku pełnił urząd arcykapłański (J 18,1-13).

            Pojmanie Jezusa w Ogrodzie Oliwnym miało miejsce, gdy Pan właśnie skończył się modlić i rozmawiał ze swoimi uczniami (trzeba pamiętać, że w tej chwili byli z Nim nie tylko apostołowie). Dla św. Jana ważne jest, by przekazać, iż Chrystus wiedział, co się wydarzy, że aresztowanie nie było dla Niego zaskoczeniem. Dał się uwięzić, nie tylko znając koniec, który Go czekał, lecz także wiedząc, że to jest godzina, kiedy przeleje krew dla naszego zbawienia.

            Według św. Mateusza Jezusa pojmali słudzy arcykapłanów i straż świątynna, ale św. Jan mówi także o kohorcie i trybunie, czyli o części wojsk rzymskich okupujących Izrael. To znaczyłoby, że Piłat od samego początku wiedział o planie Żydów, by pojmać Jezusa. Możliwe, że nie dało się zrobić tego w inny sposób, bez łamania prawa i narażania się rzymskiemu okupantowi. Możliwe też, że Piłat nie wiedział, jakie były plany kapłanów wobec Jezusa, i pozwolił na uczestnictwo swoich żołnierzy w tym pojmaniu, aby zagwarantować, że nie będzie tam aktów przemocy. Prawo wydawania wyroków śmierci było zastrzeżone dla Rzymian i kapłani nie mogli ani wydać takiego wyroku, ani go wykonać bez narażenia się władzom rzymskim.

            Kolejna scena to pocałunek Judasza, o którym mówi nam św. Mateusz, a św. Jan nie. Był to znak  rozpoznania Jezusa, gdyż w środku nocy rozświetlonej tylko blaskiem pochodni Jezus mógłby uciec, a strażnicy mogliby pojmać któregoś z apostołów zamiast Niego. Gest ten jest naładowany symbolicznie. Pocałunek, oznaka przyjaźni czy wręcz miłości, staje się formą dokonania zdrady. Współcześnie nadal często dzieje się podobnie, gdy relacje intymne w wielu przypadkach stają się powodem do grzechu. Mam tu na myśli na przykład stosunki seksualne poza małżeństwem. Prawdziwa miłość – miłość, która upodabnia nas do Boga Miłości, na którego obraz i podobieństwo zostaliśmy stworzeni – staje się miłością fałszywą, parodią prawdziwej miłości. Właśnie tak postąpił Judasz, wybierając taki sposób wskazania, który ze zgromadzonych mężczyzn to Chrystus, aby mógł On zostać pojmany. Jezus rozumie ironię i sarkazm tej chwili i tego gestu. Konfrontuje się z Judaszem, ale nie karci go za zdradę, tylko za formę, w jakiej jej dokonuje: Jezus mu rzekł: «Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego? (Łk 22,48). Akty miłości dokonywane poza wolą Bożą stają się ciężkimi zdradami Boga Miłości, Boga, który jest pełną i prawdziwą Miłością.

            U św. Mateusza natychmiast po tym następuje pojmanie Jezusa. Natomiast św. Jan opisuje jeszcze jedną scenę. Pan troszczy się najpierw o los swoich uczniów. Taki jest cel dialogu prowadzonego z przywódcami grupy, która przyszła Go pojmać: A Jezus, wiedząc o wszystkim, co miało na Niego przyjść, wyszedł naprzeciw i rzekł do nich: «Kogo szukacie?» Odpowiedzieli Mu: «Jezusa z Nazaretu». Rzekł do nich Jezus: «Ja jestem». Również i Judasz, który Go wydał, stał między nimi. Skoro więc rzekł do nich: «Ja jestem», cofnęli się i upadli na ziemię. Powtórnie ich zapytał: «Kogo szukacie?» Oni zaś powiedzieli: «Jezusa z Nazaretu». Jezus odrzekł: «Powiedziałem wam, że Ja jestem. Jeżeli więc Mnie szukacie, pozwólcie tym odejść!» Stało się tak, aby się wypełniło słowo, które wypowiedział: «Nie utraciłem żadnego z tych, których Mi dałeś» (J 18,4-9). Miłość Pana do swoich przyjaciół jest tak wielka, że nawet w tym krytycznym momencie zapomina o sobie, a myśli o nich. Staje odważnie, nie ukrywając się ani nie narażając na śmierć innych po to, by samemu ocalić życie. Scena z żołnierzami padającymi na ziemię na głos Chrystusa, którą przytacza św. Jan, nie pozostawia wątpliwości, że Pan nie został aresztowany wbrew swojej woli, tylko wydał się za nas świadomie i dobrowolnie.

            To samo ukazuje kolejna scena, którą opowiadają i św. Mateusz, i św. Jan, choć różnią się w szczegółach – scena przemocy św. Piotra wobec strażnika. Św. Jan podaje tu szczegóły, które pokazują po raz kolejny, że nie tylko był bezpośrednim świadkiem wydarzeń (św. Mateusz też nim był), ale że zapadły mu one w pamięć tak głęboko, że wiele lat później pamiętał je z najmniejszymi szczegółami. Informuje nas więc, że sługa arcykapłana nazywał się Malchos oraz że odcięte zostało jego prawe ucho. Ważna jest tutaj jednak odpowiedź Jezusa na postępek Piotra. Mimo że św. Piotr miał dobre intencje (obronić Chrystusa w krytycznej sytuacji), Pan nie usprawiedliwił wykorzystania do tego przemocy: Schowaj miecz swój do pochwy, bo wszyscy, którzy za miecz chwytają, od miecza giną. Czy myślisz, że nie mógłbym poprosić Ojca mojego, a zaraz wystawiłby Mi więcej niż dwanaście zastępów aniołów? Ten, kto mieczem wojuje, od miecza ginie. Albo innymi słowy, jaką miarą my mierzymy, i nam odmierzą. Przemoc rodzi przemoc. Chrystus nie chciał, by była stosowana, nawet w Jego obronie. Nie była to Jego ostatnia lekcja na ten temat (później prosił jeszcze Ojca o wybaczenie Jego oprawcom), ale ma ona istotne znaczenie. Św. Łukasz uzupełnia tę scenę, mówiąc, że Jezus uczynił w tej chwili ostatni cud, uzdrawiając ranę zadaną przez Piotra: I dotknąwszy ucha, uzdrowił go (Łk 22,51). Pan nie myśli o sobie, nie troszczy się wyłącznie o ocalenie swoich przyjaciół, ale zajmuje się też losem swoich wrogów. Ostatni cud Chrystusa nie był uczyniony po to, by samemu się ocalić, ale by pomóc jednemu z tych, którzy życzyli Mu źle. To bardzo znaczące w kontekście tego, po co pozwolił się pojmać i zaprowadzić na krzyż. Nie przyszedł, aby zbawić sprawiedliwych, ale grzeszników. Teraz miał przed oczami jednego z nich, który potrzebował pomocy, i nie zawahał się, by mu jej udzielić.

            Św. Mateusz, kończy scenę pojmania zdaniem: Wtedy wszyscy uczniowie opuścili Go i uciekli. Św. Jan opowiada natomiast coś innego, gdyż on razem ze św. Piotrem poszli za grupą strażników, by zobaczyć, co stanie się z ich Panem i Mistrzem. Było w nich jeszcze wystarczająco dużo miłości, by narazić swoje życie dla Jezusa. Kogut jeszcze nie zapiał.

Pytanie i odpowiedź: Czy katolik nigdy nie może stosować przemocy? 

Historia pokazuje nam, że katolicy, indywidualnie i zbiorowo, a nawet sama hierarchia Kościoła, stosowali przemoc, popierali także udział w wojnach. Jednym z najbardziej znanych przypadków są krucjaty, z których pierwsza została zwołana przez samego papieża, Urbana II w 1095 roku. Drugą ogłosił św. Bernard, który ponadto odegrał kluczową rolę w utworzeniu zakonów rycerskich, takich jak templariusze. Kolejny święty, król Francji Ludwik IX, stał na czele siódmej krucjaty, mimo że był franciszkańskim tercjarzem. Byłoby niesprawiedliwe oceniać przeszłość kryteriami teraźniejszości, choć trzeba przyznać, że także w tamtych czasach byli katolicy, którzy patrzyli na tę kwestię w inny sposób. Na przykład św. Franciszek z Asyżu, który poszedł do Egiptu i Ziemi Świętej (będącej w tamtym czasie pod okupacją egipską), by głosić Ewangelię, nie mając innej broni, jak tylko własną wiarę. W każdym razie, na początku trzeciego tysiąclecia św. Jan Paweł II poprosił o przebaczenie za grzechy popełnione przez Kościół i katolików, w tym właśnie za akty przemocy i usprawiedliwianie stosowania przemocy, by zmuszać ludzi do nawrócenia (na przykład wypędzenie Żydów z Hiszpanii przez Izabelę I Katolicką – wielką królową i bardzo wierzącą katoliczkę – które choć spowodowane przyczynami politycznymi, miały także aspekt religijny, bo ten, kto nawrócił się na chrześcijaństwo, nie musiał opuszczać kraju).

Dlatego tak ważne jest znać obecną naukę Kościoła o stosowaniu przemocy. Katechizm przekazuje ją nam przy omawianiu V przykazania – Nie zabijajPismo święte określa szczegółowo zakaz zawarty w piątym przykazaniu: “Nie wydasz wyroku śmierci na niewinnego i sprawiedliwego” (Wj 23, 7). Zamierzone zabójstwo niewinnego człowieka pozostaje w poważnej sprzeczności z godnością osoby ludzkiej, ze “złotą zasadą” i ze świętością Stwórcy. Prawo, które tego zakazuje, jest prawem powszechnie obowiązującym: obowiązuje wszystkich i każdego, zawsze i wszędzie (KKK 2261). W Kazaniu na Górze Pan przypomina przykazanie: “Nie zabijaj!” (Mt 5, 21) i dodaje do niego zakaz gniewu, nienawiści i odwetu. Co więcej, Chrystus żąda od swojego ucznia nadstawiania drugiego policzka, miłowania nieprzyjaciół. On sam nie bronił się i kazał Piotrowi schować miecz do pochwy  (KKK 2262).

            Nauka Kościoła dopuszcza jednak uzasadnioną obronę: Uprawniona obrona osób i społeczności nie jest wyjątkiem od zakazu zabijania niewinnego człowieka, czyli dobrowolnego zabójstwa. “Z samoobrony… może wyniknąć dwojaki skutek: zachowanie własnego życia oraz zabójstwo napastnika… Pierwszy zamierzony, a drugi nie zamierzony” (Św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, II-II, 64, 7) (KKK 2263). Miłość samego siebie pozostaje podstawową zasadą moralności. Jest zatem uprawnione domaganie się przestrzegania własnego prawa do życia. Kto broni swojego życia, nie jest winny zabójstwa, nawet jeśli jest zmuszony zadać swemu napastnikowi śmiertelny cios: “Jeśli ktoś w obronie własnego życia używa większej siły, niż potrzeba, będzie to niegodziwe. Dozwolona jest natomiast samoobrona, w której ktoś w sposób umiarkowany odpiera przemoc… Nie jest natomiast konieczne do zbawienia, by ktoś celem uniknięcia śmierci napastnika zaniechał czynności potrzebnej do należnej samoobrony, gdyż człowiek powinien bardziej troszczyć się o własne życie niż o życie cudze (Św. Tomasz z Akwinu, Summa theologiae, II-II, 64, 7) (KKK 2264).

            Mówi nawet o obronie koniecznej jako o obowiązku, zarówno jeśli chodzi o jednostkę, jak i o kraj: Uprawniona obrona może być nie tylko prawem, ale poważnym obowiązkiem tego, kto jest odpowiedzialny za życie drugiej osoby. Obrona dobra wspólnego wymaga, aby niesprawiedliwy napastnik został pozbawiony możliwości wyrządzania szkody. Z tej racji prawowita władza ma obowiązek uciec się nawet do broni, aby odeprzeć napadających na wspólnotę cywilną powierzoną jej odpowiedzialności (KKK 2265). Wysiłek państwa, aby nie dopuścić do rozprzestrzeniania się zachowań, które łamią prawa człowieka i podstawowe zasady obywatelskiego życia wspólnego, odpowiada wymaganiu ochrony dobra wspólnego. Prawowita władza publiczna ma prawo i obowiązek wymierzania kar proporcjonalnych do wagi przestępstwa. Pierwszym celem kary jest naprawienie nieporządku wywołanego przez wykroczenie. Gdy kara jest dobrowolnie przyjęta przez winowajcę, ma wartość zadośćuczynienia. Poza ochroną porządku publicznego i bezpieczeństwa osób kara ma wartość leczniczą; powinna w miarę możliwości  przyczynić się do poprawy winowajcy (KKK 2266). Zastosowanie kary śmierci, które było uważane za dopuszczalne wyłącznie w ekstremalnych i bardzo rzadkich przypadkach, zostało zupełnie zabronione przez papieża Franciszka (11 października 2017 roku).

            Kościół zatem pozwala na stosowanie przemocy w obronie własnej albo w obronie niewinnej osoby. Nie zobowiązuje jednak do zastosowania przemocy, gdy chodzi o obronę własną. Można powstrzymać się od obrony, choć ten, kto się broni, nie czyni zła. Tak właśnie postąpił Jezus Chrystus: nie bronił się (nie poprosił Ojca, by przysłał Mu legion aniołów), a nawet zabronił uczniom, by stosowali przemoc w Jego obronie (kazał św. Piotrowi schować miecz do pochwy). Był natomiast wdzięczny za inny rodzaj obrony – ten, którego doświadczył ze strony Dobrego Łotra na krzyżu. Wcześniej obiecał także, że na sądzie On sam będzie adwokatem tych, którzy bronili Go na ziemi: Do każdego więc, który się przyzna do Mnie przed ludźmi, przyznam się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie. Lecz kto się Mnie zaprze przed ludźmi, tego zaprę się i Ja przed moim Ojcem, który jest w niebie (Mt 10,32-33). Pan wiedział, że rozpęta się spór i że będzie prześladowany (Nie sądźcie, że przyszedłem pokój przynieść na ziemię. Nie przyszedłem przynieść pokoju, ale miecz; Mt 10,34), ale nie chciał odpowiadać nienawiścią na nienawiść ani przemocą na przemoc. Nawet gdy zachował się dość gwałtownie, aby oczyścić świątynię, nie uczynił ludzi ofiarami swojego gniewu, ale ograniczył się do wywrócenia stołów bankierów i przepędzenia biczem zwierząt, które oferowano tam na sprzedaż jako zwierzęta ofiarne.

Możliwość komentowania została wyłączona.